Często, gdy przychodzę na konsultacje do domu moich kocich pacjentów, słyszę: „Jest Pani naszą ostatnią deską ratunku!”. I to wcale nie jest dobre. Powiem więcej – nie powinno tak być…
Profesja behawiorysty (specjalnie używam tego mało popularnego słowa, gdyż zwracam jednocześnie uwagę na fakt, że behawiorysta w Polsce wciąż nie jest zawodem…) z roku na rok cieszy się co raz większym uznaniem i społecznym szacunkiem. Wciąż oczywiście trafiają się osoby, które pukają się w czoło, gdy słyszą, że jest ktoś taki jak „psycholog od kotów”, jednak na szczęście jest ich coraz mniej. Niemniej pamiętajmy, że behawiorysta nie jest czarodziejem, a zachowaniami kotów rządzą pewne określone i opisane naukowo zasady. Oto kilka z nich.
Zachowanie powtarzane ulega utrwaleniu
To chyba najważniejsza zasada, rządząca światem zwierzęcych reakcji. Im więcej razy zwierzę (kot, pies, papuga, koń – nie ważne) powtórzy daną sekwencję zachowań, tym mocniej będzie ona zakodowana w jego świadomości. Dlatego właśnie tak ważne jest możliwie szybkie podejmowanie działań, gdy nasz pupil zaczyna robić coś, co odbiega od standardowych zachowań, jest problematyczne, stanowi zagrożenie dla nas lub dla zwierzaka bądź też generuje sytuacje konfliktowe. Im szybciej łańcuch zachowań zostanie przerwany, a sekwencja przekierowana lub całkowicie zmieniona, tym większa jest szansa na skuteczną pracę z problemem. Dlatego proszę, wierzcie mi – jeśli coś się dzieje nie tak jak powinno, nie ma na co czekać. Problemy nie rozwiązują się same. Za to świetnie same się utrwalają.
Nie każde zachowanie niepożądane jest problemem
W zachowaniach naszych pupili (nie tylko kocich) mówimy o dwóch rodzajach zachowań: o zaburzeniach (które faktycznie świadczą o problemie czy to behawioralnym, czy też jakimś innym, oraz o zachowaniach prawidłowych niepożądanych prze Opiekuna. Przykład? Bardzo proszę:
Kot, który rzuca się z pazurami na każdego, kto znajdzie się w jego pobliżu, bez względu na zachowania i komunikaty wysyłane przez tego osobnika, to zwierzę z zaburzeniem behawioralnym, które prezentowane jest poprzez agresję konfrontacyjną. Kot, który drapie nasz ulubiony fotel po babci w stylu Ludwika XIV, to kot prezentujący normalne zachowania gatunkowe, które są co prawda przez nas znienawidzone, ale nie odbiegają od etogramu (podstawowego zbioru zachowań charakterystycznych dla danego gatunku) i nie są niczym zaskakującym. Zachowanie pierwsze podlega modyfikacjom pracy behawioralnej. Zachowanie drugie nie – można je jedynie przekierować na lepszy, bardziej adekwatny obiekt (np. ciekawy, dobrany do kocich potrzeb drapak), by zwierzak mógł swoją naturalną potrzebę kanalizować na innym, przeznaczonym do tego obiekcie. To nie drapanie jest problemem, a mebel, który stał się jego celem. Zatem tylko w tym wąskim zakresie możliwe jest wprowadzenie modyfikacji.
Im szybciej tym lepiej
Behawiorysta to osoba, która zna i rozumie zachowania zwierząt oraz potrafi je przetłumaczyć „z kociego na ludzki”. Jeśli jednak sprowadzi się do domu specjalistę po 2, 3 czy 8 latach od momentu wystąpienia problemu, to niestety okazuje się, że często niewiele już można zrobić. Nie sposób dojść do przyczyny problemu (a właśnie eliminacja powodu zaburzenia daje najlepsze wyniki w pracy behawioralnej), nie da się wyjaśnić kocich motywów, a wszystko, co pozostaje, to praca ze skutkiem, która z zasady jest mniej skuteczna. Co więcej – część zachowań może już nabrać przez lata charakteru nawykowego, co oznacza, że kot sam nie wie, czemu zachowuje się w dany sposób, ale robi to, bo w jego świadomości zawsze tak robił. Nie tylko więc sam nie widzi w tym problemu, ale nie ma najmniejszej ochoty, by ugruntowane zachowanie zmieniać. Jest to szczególnie istotne przy kwestiach taki jak znaczenie terenu, pozakuwetowa urynacja/defekacja, czy też uporczywa wokalizacja, nierzadko prowadząca do oczekiwanego efektu (czyli do reakcji ze strony „wytrenowanego” latami Opiekuna).
Jak powinno wyglądać postępowanie?
Bardzo prosto! Jeśli kot zachowuje się w sposób niewłaściwy (lub nieznośny dla Opiekuna), zwracamy się do behawiorysty z naszym problemem. Najczęściej (w 3/4 przypadków) zostaniemy w pierwszej kolejności odesłani do lekarza weterynarii na diagnostykę, bowiem ok. 75% zaburzeń zachowań u kotów ma podłoże medyczne. Po wykonaniu diagnostyki mamy dwie drogi:
- albo prowadzimy leczenie ze względu na zdiagnozowany problem o charakterze chorobowym, a następnie obserwujemy, czy po zakończeniu leczenia niewłaściwe zachowanie zanikło,
- albo nie mamy do czynienia z chorobą i wtedy wracamy do behawiorysty, by umówić się na konsultację w domu kociego pacjenta.
Nie czekajcie, nie zwlekajcie, nie liczcie, że „może kotu przejdzie”, bo najczęściej problem, zamiast się rozładowywać, eskaluje. A im bardzie jest zaawansowany, tym trudniej jest sobie z nim poradzić, tym więcej wymaga czasy, nakładów i pracy. Dlatego proszę i apeluję – nie traktujcie behawiorysty jako „ostatniej deski ratunku”. Traktujcie nas jako specjalistów „pierwszego kontaktu”. My nie gryziemy, nie krzyczymy, nie mieszamy Was z błotem. Chcemy pomóc Wam i Waszym zwierzętom. Ale musicie dać nam szansę – wtedy, gdy faktycznie możemy coś zdziałać, a nie w momencie gdy jest już dawno za późno…
tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk
W czerwcu 2019 obiecała Pani wrócić do tematu transportera,jak przekonać do niego kota,bardzo proszę o rady jak wkladac kota,moja 7 miesięczna kotka 2 razy mi wyskoczyła z niego i trudno mi ja zabrać na sterylizacje
Owszem. I wrócę, gdy tylko będę miała chwilę, aby to dokładnie opisać. Pozdrawiam.
Dzien dobry.Adoptowałam dwie kotki wychodzące,wysterylizowane i przyzwyczajone do obecności psa.Zaaklimatyzowały sie bez problemu.Są z nami od Wielkiego Piątku i jedna z nich domaga sie wypuszczenia na polo.Po jakim czasie mogę je zabrać do ogrodu?
W szelkach i na smyczy w zasadzie już, jeśli tylko kotka zna szelki i nie wywołują u niej stresu. Jeśli nie zna – trzeba ją nauczyć (jest o tym kilka słów we wpisie o spacerach z kotem). Samopas i bez kontroli – nigdy (chyba, że ogród będzie tak zabezpieczony, żeby kotka nie byłą w stanie go samodzielnie opuścić).
Pozdrawiam
Dzień dobry. Kot leczony jest urologicznie ( struwity, pisaek, wysokie ph). Był zacewnikowany, po tym nie chciał jeść i pić. Jedyną rzecz, którą zaczął jeść było mięso wołowe. Jak przestawić go na karmę mokrą urinary ? Nie chce jeść nic innego tylko mięso a musi przejść na karmę leczniczą i więcej pić. Dodawanie mięsa do karmy nic nie daje. Jeśli chodzi o picie – ma poidło, kilka misek z wodą, bulionu i innych napoi też nie che pić ( wypróbowane rózne rodzaje), dodawanie lodu nic nie daje, Purina hydra care też nie jest zainteresowany. Boję się, że za chwilę znowu się zatka. Na uspokojenie dostaje kalmvet
A może zamiast przestawiać go na siłę na dietę Urinary (gdzie na rynku jest tylko kilka tego rodzaju karm faktycznie nadających się dla kota, i to spoza popularnych linii „wet”) warto pomyśleć o przejściu z kotem na odpowiednio bilansowany BARF wsparty dedykowaną suplementacją? Który generalnie jest zazwyczaj lepszy niż dowolna karma przetworzona? Jesli nie – pozostaje farmakologiczne wspomaganie apetytu.
Pozdrawiam