Jest taki temat, z którym noszę się od dawna, i właśnie nadszedł moment by go poruszyć. Pewnie część osób uzna, że się czepiam, ale trudno, podejmę to ryzyko. Otóż chodzi o koty jedzące ludzkie jedzenie. Nie przez przypadek, nie pod nieuwagę człowieka, nie fartem „bo udało się ukraść”. Raczej chodzi mi o te, które są przy tym radośnie fotografowane lub nagrywane na potrzeby tzw. „śmiesznych filmików”, a autor takiego materiału nie widzi nie tylko nic złego w samym zjawisku, ale jeszcze często wrzuca je do sieci, by pochwalić się wyczynem swojego zwierzaka. A mnie wygina na lewą stronę.
Oczywiście jest na to prosta rada brzmiąca: „nie podoba ci się to nie patrz”, ale moje nie-patrzenie nie spowoduje, że ludzie zmądrzeją. Stąd też ten wpis, który, mam nadzieję, da komuś do myślenia. Jeśli dzięki temu choć jedna osoba zrewiduje swoje podejście do tematu ja już uznam to za sukces. Otóż…
Kot pod względem żywieniowym jest niemalże doskonały: mały, zwinny drapieżnik o dość szerokim repertuarze ofiar (kilkadziesiąt gatunków), obejmującym kilka gromad: ssaków, ptaków, gadów, płazów, okazjonalnie także ryb i owadów. Jest w czym wybierać. Tak się jednak składa, że aby żywić się w ten sposób kot wyewoluował jako obligatoryjny mięsożerca i surojad – jego posiłki nie są przetworzone, ofiary nie rzadko są zjadane w całości (z kośćmi, podrobami, futrem, piórami, dziobami, pazurami i wszelkimi innymi elementami) a ich różnorodność wpasowuje się w kocie potrzeby i możliwości. Czasami w kociej diecie pojawiają się rośliny, nie mają one jednak znaczenia w kwestii odżywienia – trawy czy zioła to balast, służący poprawie pracy przewodu pokarmowego, a nie składnik, z którego kot czerpie wartości odżywcze (z resztą udział roślin w diecie kota to ledwie 2-5% składu, więc ilość szczątkowa). Nie ma tam miejsca na zbędne dodatki. Sytuacja jednak zmienia się drastycznie, gdy kot trafia do domu, a jeszcze lepiej do kuchni…
Kot jest zwierzęciem eksplorującym i ciekawski, jest wyposażony w dobry węch, a na dodatek uczy się przez obserwację – i potrafi robić to bardzo sprawnie. Już tych kilka czynników powoduje, że będzie się interesował ludzkim jedzeniem. Jest naprawdę bardzo mało zwierząt, które zupełnie nie reagują na to, co Opiekun ma na talerzu. Jednak to, że kot przychodzi sprawdzić co jesz nie oznacza automatycznie, że masz się z nim dzielić zawartością własnej miski.
Koty interesują się rozmaitymi produktami – od mięsa (co jest zrozumiałe), przez przetwory mięsne takie jak wędliny (co w sumie też jest zrozumiałe zwłaszcza zważywszy na fakt, że wiele z tych produktów ma ciekawy dla kota aromat – moje koty np. ostatnio próbowały ukraść mi chipsy o zapachu bekonu, choć realnego bekonu nawet nie było w składzie), rośliny (co często dzieje się wtedy, gdy hodujemy w domu świeże zioła, a kot obgryza je w ramach potrzeby oczyszczania ze złogów przewodu pokarmowego) aż po rzeczy kompletnie absurdalne, akie jak chleb, kasza, makaron, ciastka, czekolada itd. Pozostaje też jeszcze osobno nieszczęsna grupa przetworów mlecznych. Niestety – wbrew temu co uważa część ludzi, kot nie ma w głowie magicznego „detektora trucizn” i nie powstrzyma się przed zjedzeniem czegoś, co jest dla niego szkodliwe. Jeśli chce to zjeść, to to zje. Z problemem zostaniemy my…
Oto kilka przykładów szkodliwości tego, co masz w domu, a czym może zainteresować się Twój kot (nawet, jeśli dotąd nigdy tego nie robił):
- cebula i rośliny cebulowe (surowe i przetworzone) – działanie hepatotoksyczne, może dojść do uszkodzenia wątroby,
- ksylitol (składnik wielu produktów przetworzonych) – upośledza pracę trzustki, prowadzi do gwałtownej hipoglikemii, która może zakończyć się śmiercią, może też doprowadzić do trwałego uszkodzenia wątroby,
- teobromina – substancja zawarta w kakale (im więcej kakaa w czekoladzie tym jest to groźniejsze) – wpływa na układ krwionośny i oddechowy, zaburza pracę serca, przedawkowanie może być śmiertelne,
- sól – spożycie dużej ilość soli (np. w silnie solonych produktach) może negatywnie wpłynąć na nerki, które są u kota delikatnym i wrażliwym organem,
- grzyby – są toksyczne dla mięsożerców (także te bezpieczne dla ludzi),
- winogrona i rodzynki – do tej pory nie rozpoznano mechanizmu zatrucia, ale może się on wiązać z nietolerancją tanin, zatruciem mikotoksynami / pestycydami , jak również może być efektem nadmiaru witaminy D; zatrucie daje przede wszystkim objawy w układach pokarmowym i moczowym (bezmocz).
Mogłabym wymieniać dalej, ale sądzę, że już tych kilka przykładów pokazuje jak bardzo coś, co jest dobre dla Ciebie nie jest dobre dla Twojego zwierzaka (powyższe opisy dotyczą także psów). Niestety – Opiekunowie często pozostają głusi na argumenty. Tak jak na ten o smaku słodkim…
„Mój kot lubi słodkie, więc mu daję skosztować ciasta / drożdżówki / lodów”. Otóż nie, nie lubi. Bo lubić nie może. Dlaczego? Ponieważ ze względu na mutację genu Tas1R2, odpowiedzialnego za kodowanie odbioru smaku słodkiego, kot gatunkowo go nie odczuwa. Nie może więc lubić czegoś, czego nie rejestruje. Może się domagać takich „frykasów” z innych powodów, ale na pewno nie zaliczymy do nich tak dobrze znanej ludziom potrzeby zjedzenia „czegoś słodkiego”.
Oczywiście pozostaje jeszcze problem wspomnianych już wyżej przetworów mlecznych, które koty lubią. I tu się zgodzę – faktycznie lubią. Ale to nie znaczy, że powinny je jeść. Mleko jest pokarmem osesków danego gatunku ssaka, dedykowanym do spełnienia potrzeb konkretnego organizmu (różnice w składzie mlek poszczególnych gatunków są ogromne). I jako ten pierwszy, bazowy pokarm, mleko jest idealne, bo dostarcza wszystkiego, czego organizm potrzebuje do rozwoju. Tyle tylko, że gdy ów organizm rośnie, jego potrzeby też rosną, a mleko nie jest już w stanie ich pokryć. Dlatego następuje proces odstawienia dietetycznego, a zwierzak przechodzi na pokarm stały i… NIGDY DO MLEKA NIE WRACA! Tak to natura zaprojektowała czemu więc chcemy ją „poprawiać”? Bo kotek lubi? Super! Tyle tylko, że u bardzo szerokiej grupy zwierząt spożycie mleka i jego przetworów w wieku dorosłym kończy się poważnymi problemami gastrycznymi: biegunką, wzdęciami, nudnościami itd. „Ale mojemu kotu nic nie jest, on nie ma biegunki, więc może mleko pić!” zawyrokuje radośnie kolejny Kowalski. Świetnie, że nie ma biegunki. A wiesz jak pracuje jego trzustka? Wiesz jakim obciążeniem jest dla niej wprowadzanie do organizmu mlecznych cukrów, które nigdy nie powinny się w nim znaleźć? Wiesz jak wpływa to na trwający cały czas w kocim organizmie proces glukoneogenezy, który odpowiada za zrównoważoną gospodarkę cukrową.?Nie wiesz, bo tego nie widzisz – efektów nie zobaczysz tego samego dnia, tak jak miałoby to miejsce z brzydką kupa w kuwecie. Ale w końcu one się pojawią… Dlatego proszę – albo poszerz wiedzę, albo uwierz mi na słowo, że mleko szkodzi i jest ZBĘDNE. Nie jest też, jak sądzą niektórzy, „naturalnym probiotykiem” – do suplementacji probiotycznej mamy właściwe, dedykowane mięsożercom preparaty. Podanie mleka czy jogurtu przy biegunce szybciej pogorszy sprawę niż ją naprawi.
Czy moje koty kradną jedzenie? Tak. A przynajmniej próbują, choć robią to rzadko, a ja każdego dnia świadomie dbam o to, by nie dawać im szansy na powodzenie tych dywersyjnych akcji. Czy interesują się tym co jem? Zdecydowanie! Czy dzielę się z nimi tym, co jest na moim talerzu? Owszem – gdy kroję mięso do obiadu odcinam im po kawałku, aby każdy z nich poczuł się szczęśliwy. Nie daję im jednam mleka, śmietany, słodkiej bułki ani solonych śledzi. Kocham moje koty i dlatego dbam o nie na każdym kroku (a przynajmniej bardzo się staram). Dawanie zwierzakowi, nawet okazjonalnie, czegoś co mu szkodzi lub nie jest dla niego odpowiednie, jest działaniem przeciwko niemu. Po co więc to robić? Dla własnej satysfakcji i radości? Jakiej? Z czego? Z tego, że dała mojemu ukochanemu zwierzęciu coś, po czym za chwilę może poczuć się źle? Nie tak działa świadoma opieka! Chcesz zrobić kotu przyjemność? Daj mu coś, co może bezpiecznie zjeść. Chcesz zrobić przyjemność sobie? Ludzkie jedzenie zjedz sam.
Cokolwiek robisz – rób to mądrze. Bo konsekwencje Twoich błędnych decyzji w pierwszej kolejności poniesie Twój kot. A zakładam, że tego nie chcesz.
tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk
Moj kot je tylko kocie jedzenie najchetniej suche, ale raz po raz dostaje mleko ktore kupuje w Rossmanie tylko dla kotow i uwielbia jogurt naturalny grecki (wielokrotnie czytalam ze jogurt mozna podawac).
Oprocz tego dostaje raz na jakis czas kawaleczek surowego lososia.
Czy to mu nie szkodzi?
Ani sucha karma, ani „mleko z Rossmana” ani tym bardziej jogurt naturalny grecki to nie są rzeczy, które powinny być obecne w diecie dorosłego kota będącego obligatoryjnym mięsożercą i surojadem. Tak, każda z tych rzeczy mu szkodzi. Jedynie ten łosoś broni się w całym wymienionym tu zestawie. Reszta, dla dobra kota, powinna zostać wyeliminowana całkowicie z jego jadłospisu.
Dziwne, autorka podkreśliła naturalne kocie zwyczaje i potrzeby, a kompletnie nie zwraca uwagi na swoją miskę. Rozumiem, że czipsy o smaku bekonu to naturalny i potrzebny przysmak dla człowieka? Samo zdrowie? 😁
Moje żywienie to moja sprawa i nie mam powodów by rozmawiać o tym z kimkolwiek.
Dzień dobry.
Dzisiaj jest tydzień jak zaadoptowałam 2-letnjego kocurka z fuundacji. Borykam się z nieco innym problemem. Kot kiedy był w fundacji jadł kocie jedzenie, teraz jednak odmawia, zmieniam mu na różne marki dostępne w sklepach jak również w zoologicznych. Jedyne co go interesuje, to nasze jedzenie. Nie znam jego historii sprzed fundacji, ale przyłapała go na kradzkerzy bigosu z garnka, piciu wody po kiełbasie… Jak mam go przestawić na kocie jedzenie nie działając na szkodę kota? Przyznaje się, że po dniowym poście dzisiaj zmieszałam mu troszkę drobno skrojonej parówki z kocim jedzeniem i trochę zjadł. Ale uważam że to za mało 🙁
Prosze o pomoc !!!!
Cóż, czasami faktycznie trzeba chwytać się różnych forteli, żeby kot zaczął jeść. Kiedy traf i do mnie w maju mój Gacek, początkowo chciał jeść tylko surową pierś z indyka albo… pasztet. Taki zwykły ludzki. Też nie byłam tym zachwycona. Ale kilka dni „Dosmaczania” ludzkim jedzeniem spowodowało, że ruszył z jedzeniem rzeczy właściwych dla niego i teraz już nie mamy problemu. Także pewne kompromisy na pierwszym etapie są dopuszczalne, choć wiadomo – staramy się używać tak mało „śmieciowych” dodatków, jak to tylko możliwe.
Niedawno przygarnęłam młodego kocurka, ma może z 7-8 miesięcy, ktoś go wyrzucił. Był w opłakanym stanie. Obecnie rośnie fajnie ale mam duży problem właśnie z ludzkim jedzeniem. Jedyne co chciał jeść to suchą karmę, próbowałam surowe mięsko, gotowane, mokrą kocią karmę. Nie ruszył, chodził i prosił o jedzenie. Przyznam, że nie wiedziałam już co robić, stal przy lodówce i się wręcz domagał, dałam mu parówkę i pasztet, to wsuwa bez niczego Domyślam się że w poprzednim domu musieli go tak karmić. Jak go tego oduczyć. Udało mi się nauczyć go pić wodę, bo pił tylko mleko. Z jedzeniem sobie już nie radzę. Nie wiem co robić. Proszę o pomoc.
Dzień dobry.
Polecam przeczytać mój wpis pt.: „Przestawianie kota” na lepszą dietę, czyli jak wygrać z uparciuchem – tam znajdzie Pani konkretne porady jak działać. Pozdrawiam
Czy jak daje mojemu kotu co jakiś czas 3-4 dni polizać łyżkę gdy robię kolację np twarożek lub jakiś serek gdy smaruje chleb dla spróbowania/posmakowania to robię mu dużą krzywdę? Szkodzi to mu? Jeśli tak to w jak dużym stopniu. Dodam że rasowy
Tak, szkodzi mu to przede wszystkim dlatego, że wprowadza chaos w przekazie i niepotrzebnie przyzwyczaja go do elementów, które są dla niego niewłaściwe dietetycznie. Nie do końca wiem jak mam odpowiedzieć na drugą część pytania, bo nie mam szklanej kuli, która pozwoli mi wywróżyć czy pierwsze ucierpią nerki, żołądek, trzustka czy pojawi się alergia. Ale wiem jedno: wprowadzanie szkodliwych i zbędnych wtrętów do diety nigdy nie jest za darmo. A kiedy i jak mocno za to zapłaci kot – to się okaże. Niezależnie od tego czy jest rasowy czy nie. Pozdrawiam
Rozumiem
Posiadam od paru miesiecy kotke rasy Ragdoll. Mialam w swoim zyciu juz wiele kotow, ale z takim cudakiem nie spotkalam sie nigdy. Kotek z poczatku jadl mokra karme roznych marek, wybieralam te z najlepszym skladem, szukalam po internecie jakie sa dobre, wszystko drogie…Pozniej kot zaczal wybrzydzac, zostawiac troche, wiecej, az w koncu nawet nie tykala tej karmy i tylko ciagle zasychala i szla do kosza. Sprobowalam dawac ta tansza z gorszym skladem, wszystko co juz napotkalam – nic…w koncu, zeby kot nie byl glodny podalam sucha karme – zjadla kazda, tak samo jak przysmaki w kazdej formie i kazdy smak. Co ciekawe nie tknie tez niczego, co ludzkie, moge spokojnie stawiac cos na stole, a wiem, ze nie zostanie to porwane. Tak samo z surowym czy gotowanym miesem wszelkiego rodzaju, kot potrafi lezec na blacie, kiedy kroje mieso i nic…Juz nie wiem jaka moze byc tego przyczyna, a nie chce zaglodzic kota. Jedyna karme jaka poki co je to sheba, ale nie chce jej tego podawac bo sklad wiadomo jaki…Co robic?
W takiej sytuacji zawsze pierwszym krokiem jest wykonanie gruntownych badań diagnostycznych (krew, mocz, USG jamy brzusznej, diagnostyka bólu, kontrola stomatologiczna). Długotrwała utrata apetytu w 9 przypadkach na 10 ma podłoże medyczne, które należy wykluczyć. Powodzenia.