fbpx

„Kot. Gry i zabawy edukacyjne” – recenzja

Lubię książki o zabawach edukacyjnych ze zwierzętami. Takie, które zawierają podpowiedzi, wskazówki, podsuwają Opiekunowi ciekawe pomysły na interakcję ze swoim kotem. Zwykle to lekkie pozycje do szybkiego przeglądania, łatwe w odbiorze i przynoszące wymierne korzyści. Zwykle je cenię nawet, jeśli nie wszystko w nich jest idealne. Niestety w przypadku tej pozycji mocno się zawiodłam…

Książka „Kot. Gry i zabawy edukacyjne” została napisana przez Heike Grotegut (Niemcy) w 2016 roku, natomiast w 2018 roku ukazała się w polskiej wersji językowej nakładem wydawnictwa Bellona. Za przekład odpowiadała Barbara Lulińska, ale zespół redakcyjny był w tym wypadku zdecydowanie większy: redaktor prowadzący: Agata Paszkowska-Pogorzelska, redakcja merytoryczna: Bogusława Jędrasik, korekta: Anna Olszowska i Joanna Proczka. Niestety – niewiele to dało. Mimo tak szerokiego grona osób pracujących nad publikacją nadal ma ona wiele niedociągnięć. Bo powiedzcie sami, czy zdanie:

„Z drzewa trzeba zedrzeć korę i nie zagnieżdżają się w nim insekty, a wyschnięta kora nie zaśmieci całego pokoju.” (s. 92 – opis wykonania kociego „drzewka” z naturalnych gałęzi)

jest napisane po polsku? Nie wydaje mi się, a to nie jedyny taki lingwistyczny „kwiatek”. Cóż, przejdźmy zatem do treści.

Książka liczy sobie 96 stron i jest podzielona na kilka części. Na rozkładanej okładce znajdziemy zbiór informacji o kocich zmysłach i zachowaniach – są tam krótkie wzmianki wprowadzające do kociego świata, poruszające tematy takie jak: myślenie, polowanie, wzrok, dotyk (to z przodu książki) oraz obserwacja, skradanie się, sprint i skok a także polowanie na myszy (to z tyłu). I, szczerze mówiąc, to jeden z lepszych fragmentów tej publikacji: zwięzły, czytelny, naświetlający pewne istotne dla zrozumienia kociej natury kwestie. Jednak książka miała być o zabawach, zaglądamy więc dalej.

Wnętrze to 4 części zatytułowane:

  • Koty chcą się tylko bawić – s. 6-31,
  • Trening kociego umysłu – s. 32-67,
  • Orgia zapachów – s. 68-85,
  • Pokój z widokiem – s. 86-93.

Reszta to podziękowania, informacje o autorce, formułki za co wydawca nie bierze odpowiedzialności oraz techniczne informacje o książce i reklama podobnej publikacji o psach.

Na pierwszy rzut oka treść jest więc interesująca. Niestety sporo traci przy bliższym poznaniu. W każdym rozdziale znajdują się instrukcje wykonania zabawek, aranżacji przestrzennych czy form wykorzystania konkretnych gadżetów. Niestety wiele z nich jest napisanych niejasno, w sposób nie tylko pozostawiający wątpliwości co do prawidłowego wykonania zaleceń, ale w pewnych przypadkach wręcz niezrozumiały dla odbiorcy. A w przypadku redagowania instrukcji tak być nie może…

Brak też jasnych wskazówek, krok po kroku, jak wykonać poszczególne obiekty do zabawy z kotami. Jest to bardzo utrudniające dla czytelnika i może irytować, bo nawet jeśli autorka miała dobre pomysły to niestety nie przekazała w sposób niepozostawiający wątpliwości metod na ich realizację. A czyż nie temu miała służyć ta książka?

Ponadto w książce znalazły się też wskazówki i informacje, pod którymi ja nigdy bym się nie odważyła podpisać i dziwię się, że ktoś inny się tego podjął. Dobrym przykładem jest rada, aby chcąc zapoznać kota z żywym szczurem skropić gryzonia olejkiem z kocimiętki, gdyż dzięki temu kot „całkowicie straci instynkt łowiecki” (z zaznaczeniem, że chodzi tu o kota reagującego na kocimiętkowe aromaty) i, jak rozumiem, nie zapoluje na swoją naturalna ofiarę (s. 74). Cóż, biorąc pod uwagę jakim pobudzeniem niektóre koty reagują na kocimiętkowy zapach oraz pamiętając, że koci instynkt łowiecki w ogromnej części odpowiada na ruch obiektu, a nie jego woń jest to teza, powiedziałabym, śmiała. Oczywiście znam wiele domów gdzie przyjaźń kota i szczura została osiągnięta, jednak efekt uzyskano inną drogą.

Zostańmy na moment w świecie zapachów: autorka wspomina tu m.in. o patyczkach Matatabi (azjatycki krzew z rodziny kiwi) pisząc iż:

„Matatabi powoduje upojenie przechodzące w nałóg, podczas którego następuje uszkodzenie nie tylko zmysłu powonienia, ale także mózgu!” (s. 71).

Pomimo szczerych prób nigdzie nie udało mi się potwierdzić tej informacji – ani w publikacjach naukowych, ani w rozmowach z opiekunami, których koty na Matatabi reagują (z badań wynika za to, że ok. 80% z grupy badanych kotów liczącej 100 osobników zareagowało na OWOCE Matatabi, a na drewno zdecydowanie mniej – link do opisu badania tutaj ). Niestety autorka nie podaje żadnych źródeł ani bibliografii na poparcie swojej tezy.

Może warto zatem przyjrzeć się nieco osobie, która stoi za tym wszystkim? Zgodnie z informacjami z publikacji Heike Grotegut jest mieszkanką Kolonii, a dom dzieli z mężem, psem i kotami. Z wykształcenia germanistka z czasem zajęła się informatyką, co pozwoliło jej na wieloletnią pracę w Naukowym Instytucie Badawczym. Następnie zdecydowała się rozwijać swoją wiedzę w dziedzinie psychologii zwierzęcej i ukończyła studia na Akademie für Tiernaturheilkunde (tłum.: Akademia Naturoterapii Zwierzęcej) w Szwajcarii. Zgodnie z notką z książki:

„Od kilku lat pracuje jako psycholog zwierzęcy ze specjalnością psychologia kotów i w ramach tej działalności występowała w wielu programach telewizyjnych.” (s. 94).

Czemu zatem w książce napisanej przez osobę o wykształceniu technicznym i behawiorystycznym jednocześnie, która de facto jest niczym więcej niż prostym poradnikiem dla majsterkowicza, jest tyle niedociągnięć? Czemu jest tak niejasna i zawiła? Co nawaliło? Źródłowe założenia? Czy może polskie wydanie? Nie wiem – niestety moja znajomość, a raczej nieznajomość języka niemieckiego uniemożliwia mi zapoznanie się z tym materiałem w oryginale. Gdyby jednak ktoś miał taką możliwość – jestem ciekawa opinii.

Czy zatem w tej książce jest choć jedna dobra rzecz? Tak. Są to zdjęcia. Przepiękne fotografie kotów autorstwa Janne Reichert, na których nie tylko można podziwiać kocich modeli, ale też często umieszczone na nich edukacyjne zabawki czy przestrzenne rozwiązania ratują sytuację, podsuwając rozwiązania skomplikowanych i niejasnych opisów.  Przydatne okazują się też wyróżnione z tekstu rady, które rozwijają niektóre pomysły na zabawy oraz kocie ciekawostki, pełniące rolę urozmaicenia. Jednak w mojej opinii to zbyt mało, by polecić tę książkę szukającemu pomysłów kociarzowi – zwłaszcza początkującemu.

Podsumowując: jeśli znasz się już na robieniu kocich zabawek edukacyjnych i masz do tego odpowiednie podstawy, możesz przejrzeć publikację jako źródło dodatkowej inspiracji. Jeżeli jednak dopiero wchodzisz w te zakamarki kociego świata skorzystaj z łatwiejszej w odbiorze pozycji, najlepiej takiej, która krok po kroku pokazuje na kolejnych zdjęciach metody pracy nad obiektem lub sposoby realizacji ćwiczenia z kotem. Zaoszczędzisz rozczarowań i sobie i swojemu zwierzakowi.

Tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk

2 odpowiedzi na “„Kot. Gry i zabawy edukacyjne” – recenzja”

  1. Ciekawe, całkiem niedawno trzymałam w rękach tę książkę i długo zastanawiałam się, czy ją kupić. Bo właśnie po przejrzeniu zorientowałam się, że nie ma tej instrukcji „krok po kroku”. Chyba więc faktycznie odpuszczę i poszukam czegoś innego. Bardzo chciałabym znaleźć jakieś fajne „przepisy” na kocie zabawki :). Bo wiem, że kotu naprawdę wiele nie trzeba, by dobrze się bawił. Ba, czasem wystarczy kawałek sznurka z szeleszczącym na końcu papierkiem ;).
    Pozdrawiam serdecznie.

Możliwość komentowania została wyłączona.