fbpx

Kastracja kotek starszych

Zaglądając w odmęty internetu, udzielając się na grupach dla kocich opiekunów czy nawet czytając wiadomości kierowane bezpośrednio do mnie, spotykam się z następującym problemem: ktoś „dziedziczy” kota. Konkretnie kotkę. Zazwyczaj po starszej osobie. I zdarza się, że owa kotka jest niekastrowana. Za to ma kilka, a czasem nawet kilkanaście lat. I do tego jest kotką niewychodzącą. I tu nowy opiekun zaczyna się zastanawiać (cytat z autentycznej rozmowy czytanej na kociej grupie): „A niby po co mam ją kroić jeśli jest niewychodząca?”. Otóż…

Powodów jest tak wiele, że aż nie wiem od którego zacząć. Ale może zacznijmy tak:
kotka w czasie rui męczy się nie tylko psychicznie ale też fizycznie – ruja wywołuje m.in. zaburzenia apetytu, powoduje że zwierzę jest nadmiernie pobudzone, może nawet stać się agresywne kiedy nie jest w stanie zaspokoić swojego popędu. Nie jest to nic miłego – ani dla zwierzaka, ani dla opiekuna. Po co męczyć kotkę?

zwiększone ryzyko chorób – każda kolejna ruja zwiększa ryzyko wystąpienia nowotworu w obrębie listwy mlecznej czy jajników. Drugim ogromnym ryzykiem, zagrażającym bezpośrednio życiu kotki, jest ropomacicze. Jeśli do niego dojdzie i, w końcowym stadium, macica pęknie a zebrana w niej ropa wyleje się do wnętrza jamy brzusznej, szansa na odratowanie zwierzęcia jest znikoma. O potwornym bólu nie wspominając. I po co to wszystko? Dla chcących porównać jak wygląda kastracja u zwierzęcia zdrowego i chorego zamieszczam linki – może obraz bardziej niż słowa przemówi do wyobraźni:
1. Macica kotki zdrowej
2. Macica objęta ropomaciczem

podawanie leków hormonalnych jest szkodliwe – jeśli nawet ktoś postanawia przerwać cykl rujkowania i zdecyduje się na podawanie kotce leków hormonalnych, powinien zadawać sobie sprawę, że nie pozostają one obojętne dla organizmu. Bardzo popularne wśród karmicieli tabletki Provera, które wielu lekarzy przepisuje w takim wypadku, to starego typu antykoncepcja LUDZKA, którą nagle zaczynamy podawać kotu. Nie są to leki przeznaczone dla zwierzęcia, przez co powikłania w postaci np. cyst na jajnikach, przerostu błony śluzowej macicy czy też w końcu wspomnianego wyżej ropomoacicza są praktycznie nieuniknione. A leki weterynaryjne, podawane np. w zastrzykach, wcale nie są wiele lepsze. Jaki więc jest w tym sens?

eliminacja problemu znaczenia terenu – tak tak, kocice też znaczą teren! To nie jest wyłącznie domena kocurów. Niekastrowana kotka, zwłaszcza przeniesiona w nowe miejsce, ma pełne prawo zostawić swój zapach na obszarze, który teraz ma stanowić jej nowe terytorium. Ma to na celu nie tylko poinformowanie o własnej obecności, ale też przyciągnięcie potencjalnych partnerów do rozrodu. Jeśli więc taka kotka zasika łóżko, kanapę czy dywan nie ma w tym jej winy – odpowiedzialność jest jedynie po stronie tego, kto zamiast ją wykastrować czek na dalszy rozwój wypadków.

„kastracja wywołuje choroby” – taki argument też już widziałam. I nie jestem w stanie go zrozumieć, ponieważ potrafię wymienić długi katalog dolegliwości spowodowanych brakiem kastracji, za to ani jednej, którą kastracja by spowodowała. Jedynie argument o zagrożeniu nadwagą może być tutaj brany pod uwagę (zabieg wpływa na metabolizm w pierwszym okresie rekonwalescencji), jednak wystarczy stosować się do prostych zaleceń dietetycznych związanych z redukcją dziennej dawki pokarmowej przez pierwszych 12-16 tygodni po zabiegu oraz karmieniem zdrowym i dobrze przyswajalnym pożywieniem by uniknąć tego ryzyka.

Część opiekunów boi się, że kot „starszy” zabiegu nie przeżyje. Na to też jest rada. Należy kotkę przed kastracją solidnie przebadać: wykonać badanie krwi, jeśli jest taka potrzeba to np. USG nerek i ocenić na tej podstawie kondycję organizmu, przydaje się też ocena kardiologiczna. Oczywiście, że zawsze może zdarzyć się nieszczęśliwy zbieg okoliczności i podanie narkozy ujawni np. wrodzoną wadę serca o której nikt nie wiedział, co doprowadzi do zapaści krążeniowo-oddechowej i kotki nie uda się uratować. Jednak są to przypadki tak rzadkie, że niemal statystycznie pomijalne. Za to odsetek zwierząt nie kastrowanych cierpiących na choroby będące efektem braku zabiegu jest dużo dużo wyższy.

Koci Babcia, widoczna na zdjęciu poniżej była przeze mnie odłowiona na podwórku jako kot około 10-letni i poddana zabiegowi kastracji. Wszystko przebiegło bez problemów i kicia przeżyła jeszcze wiele lat w dobrym zdrowiu.

Zabiegi kastracji u zwierząt kilku, a nawet kilkunastoletnich to w tej chwili standard. Wykonuje się ich setki każdego tygodnia i naprawdę to nie jest przysłowiowa „misja na marsa”. Zwierzę w dobrej kondycji, otoczone fachową opieką przez lekarza i domowników, szybko dojdzie do siebie i będzie nam wdzięczne za wykonany zabieg. Kotki kastrowane są spokojniejsze, żyją dłużej i cieszą się lepszym zdrowiem. Czemu więc nie wybrać dla nich najlepszej możliwej opcji?

Tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk