fbpx

Praca z kotem po przejściach

Gdy pod nasz dach trafia nowy zwierzak nie zawsze znamy jego wcześniejszą historię. Pół biedy jeśli jest to maluch, którego przejmujemy od tymczasowych opiekunów lub kot młody, który dorastał w schronisku, fundacji czy domu tymczasowym, a jego życiorys jest możliwy do odtworzenia. Podobnie jeśli adoptujemy kota właścicielskiego, to jest szansa, że  jego poprzednia rodzina coś nam o nim powie. A co jeśli zwierzak trafia pod nasz dach prosto z ulicy? A do tego wcale nie jest młodziakiem? Cóż – wtedy zaczyna się prawdziwa zagadka. Taka zagadka właśnie teraz jest rozwiązywana w moim domu, za sprawą pojawienia się Grażyny.

Historia Grażyny

Grażyna zawitała pod mój dach dokładnie 25 grudnia, jest więc kotem świątecznym. Jej historia jest dość zawiła i zaczęła się od tego, że pewien dobry człowiek zauważył w pobliżu swojego miejsca pracy brudnego, zmarzniętego i głodnego kota, który ewidentnie potrzebował pomocy.  Aby lepiej oddać klimat całej sytuacji dodam, że owo miejsce pracy znajduje się z dala od normalnych zabudowań, na skraju parko-lasu, tuż przy ruchliwej drodze krajowej. Zdecydowanie nie jest to więc miejsce dla kota i raczej trudno przypuszczać, by zwierzak pojawił się tam z własnej woli.

Kot był bardzo przestraszony i początkowo nie dawał do siebie podejść, jednak udało się wynegocjować pozostawienie uchylonego okienka do kotłowni, co było pierwszym krokiem w oswajaniu. Kolejnym było jedzenie – kot jadł to, co mu przynoszono i płakał przy każdym kęsie. Nie z bólu – bardziej z rozżalenia, że taki los go spotkał. Gdy wreszcie pozwolił się pogłaskać zapadła decyzja o łapaniu.

Przerażony zwierzak przyjechał do mnie w Boże Narodzenie. Miał być młodym kocurem, okazał się wcale nie młodą koteczką ewidentnie po przejściach – zimowe futro i twarde poduszki łapek pokazały, że kicia nie błąkała się dzień czy dwa, lecz od dawna przebywała na dworze. Częściowe braki w uzębieniu i kamień również utrudniały dokładne określenie wieku. W końcu wraz z lekarkami wet. uznałyśmy, że to kotka w średnim wieku (czyli między 3 a 8 lat, ze wskazaniem na 5).  Jednocześnie nie była chora i, co ciekawe, nie była też w ciąży, co sugeruje, że być może ktoś ją wcześniej wykastrował (obecnie jesteśmy na etapie obserwacji czy pojawi się ruja).  Od początku było więc wiadomo, że jej historia nie jest prosta. Ale odkrywanie prawdy miało nastąpić dopiero w kolejnych dniach.

Poznawanie kota

Grażyna od początku była niesamowicie łagodna i delikatna. Pierwsze dni spędziła w klatce, gdy czekaliśmy na wyniki badań krwi (obecnie wiemy już, że testy wirusowe FIV/FeLV są ujemne), a ona oswajała się z nową rzeczywistością. Widać było, że bardzo się boi, ale jednocześnie stara się być dzielna. Znała i lubiła głaskanie, chętnie nadstawiała głowę i grzbiet, ale gdy odruchowo dałam jej pierwszego całusa w czółko – odskoczyła przestraszona. Pomyślałam wtedy: „Acha, czyli takich czułości nigdy nie doświadczałaś. No ok – nadrobimy”.

Jak się okazało spraw do nadrobienia było więcej. Grażyna nie zna surowego mięsa – patrzy na nie jak na coś z kosmosu. Ale za to na ludzkie „frykasy” aż się trzęsie. Czyli zapewne była karmiona tym, co zostało z ludzkiego stołu (choć na szczęście kocią mokrą karmę zjada ładnie). Nie specjalnie umie się bawić – troszkę biega za wędką, ale nie jakoś przesadnie. Boi się też poruszać swobodnie po mieszkaniu – wypuszczona z klatki szuka kryjówki i w niej się chowa, obserwując świat. Ucieka spod nóg, jakby się bała, że zostanie kopnięta.  Gdy posadziłam ją na kanapie uciekła w panice – tak, jakby była bita lub przeganiana za wchodzenie na meble. Przez pierwszych kilka dni nie kładła się nawet na kocyku w klatce tylko obok, na twardej tacy – jakby uznała, ze kocyk nie jest dla niej. Najchętniej kładzie się na parapecie i tam drzemie. Jej korzystanie z pobytu poza klatką to kilka kroków i godzina leżenia w jednej pozycji. Nie zna drapaków, nie rozumie idei zabawek. Za to idealnie korzysta z kuwety.

O czym to wszystko świadczy? O tym, że prawdopodobnie w swoim kocim życiu nie zaznała nigdy prawdziwej miłości człowieka do kota. Za to z pewnością dowiedziała się czym jest zimno, głód, strach i prawdopodobnie także kij od miotły albo but lądujący na kocim grzbiecie. Widać to w jej ruchach, reakcjach, spojrzeniu – w tym jak nie wierzy, że schylam się by ją pogłaskać, a nie przyłożyć jej ręką. Jednak gdy orientuje się o co chodzi zaczyna mruczeć jak traktor i aż podskakuje do ręki – tak bardzo potrzebuje czułości.

Wobec innych kotów jest grzeczna i spokojna – ewentualnie zasyczy, ale raczej nie robi tego pierwsza tylko odpowiada na mamrotane pod nosem obelgi mojego stada. Buni rozdaje baranki (reszta moich kotów jeszcze nie jest na to gotowa). Widać więc, że ze zwierzętami nie ma złych doświadczeń. To ludzie ją skrzywdzili.

Praca z kotem po przejściach

Jak pracuje się z kotem takim jak Grażyna? Przede wszystkim powoli i małymi kroczkami, bez narzucania się. To ona decyduje o wszystkim od samego początku – o tym czy i jak mogę ją pogłaskać, czy pozwoli się podnieść, czy mogę ją czesać, przytrzymywać, dotykać. Dzięki temu od początku budujemy zaufanie oparte na zasadzie: „Nie robisz nic wbrew nie, więc i ja nie mam powodów z Tobą walczyć”. Powstaje fundament w postaci poczucia bezpieczeństwa, a to podstawa do dalszych relacji.

Kolejnym krokiem jest nauczenie kota, że wyniesione z poprzedniego życia nawyki oparte na lęku nie są mu już potrzebne, bo nie musi się bać. My obecnie uczymy się siedzieć na fotelu. Przynoszę Grażynkę na fotel, sadzam na miękkim kocu i nagradzam przysmakami. A ona je i nie wierzy, że tak można. Po czym patrzy na mnie wyczekująco, jakby pytała: „Naprawdę? Dasz jeszcze? Czy może jednak zaraz mnie pogonisz?”.  Nie, nie pogonię.  Za to nagrodzę za odwagę i za to że kicia chce przełamywać własne złe doświadczenia.  Chodzę z nią po domu, by czuła się bezpieczniej, wspieram przy kontaktach z innymi kotami, delikatnie głaszczę i zapewniam, że wszystko jest w porządku. A ona powoli się otwiera.

Ile trwa taka praca? Nie ma reguły. Szczególnie, że z czasem mogą wychodzić na jaw kolejne rzeczy do przepracowania: strach przed zamknięciem (np. w transporterze), strach przed ciemnością (zdarza się u zwierząt, które były gdzieś zamykane), strach przed szmatą, szybkim ruchem ręki, gwałtownymi krokami (to u zwierzaków bitych), przed krzykiem lub piskiem (częsty u tych kotów, które były źle traktowane przez dzieci) itd. Dobrym rokowaniem jest sytuacja, w której zwierzę na stres nie reaguje agresją – dokładnie tak, jak ma to miejsce u Grażyny. Oznacza to bowiem, że ostatnia tama w głowie nie pękła i że psychika wciąż jest na tyle silna, by próbować sobie radzić z trudną sytuacją bez stosowania rozwiązań ostatecznych.

W przypadku pracy z takim kotem można też stosować łagodne środki uspokajające: analogi feromonów syntetycznych czy suplementy wyciszające (w tym alfa-kazozepinę u zwierzaków wykazujących typowe zachowania lękowe). Najważniejsze jest jednak stworzenie bezpiecznego, przewidywalnego i stabilnego świata. Świata, w którym taki kot uczy się żyć na nowo.

tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk

 

12 odpowiedzi na “Praca z kotem po przejściach”

  1. Oj Gosia, aż się popłakałam nad losem Grazynki i nad tym jak pięknie opowiadasz i tłumaczysz… U Ciebie będzie sukces murowany, szkoda że mój Ozzi na stworzony świat nie reaguje… Ale cóż widocznie taka jego i moja karma…
    Pozdrawiam gorąco z Opola Ciebie i Grażynkę oraz cała resztę ferajny 🙂

  2. Ojej, mi też bardzo spodobał się ten opis i też się wzruszyłam:-) Jak patrzę na moje dwa sierściuszki przygarnięte z różnych miejsc, które obdarowały mnie swoim zaufaniem i miłością, to zbiera mi się na płacz wiedząc, że inne zwięrzęta nie mają tyle szczęścia, by trafić do dobrych i mądrych opiekunów (ostatnio tak się uwrażliwiłam na los zwłaszcza kotów, że chyba sama niedługo będę potrzebować pomocy specjalisty ;-). Pięknie Pani opisała profil psychologiczny Grażynki!

  3. Chodzi mi po głowie wzięcie od znajomej kotki 2,5 letniej, która od kilku m-cy podobno przejawia bardzo agresywne zachowania wobec swojej właścicielki – gryzie, drapie ją samą, jak i pojawiających się u niej gości. Dodatkowo wymiotuje i załatwia się do jej łóżka. Wyczuwam z rozmów, że koleżanka jest na skraju wyczerpania psychicznego tą sytuacją, przebąknęła nawet o oddaniu kotki (co już samo w sobie wiele mówi o tym, co się dzieje bo pamiętam jak wielką miłością darzyła zwierzątko jeszcze parę miesięcy temu, a teraz wypowiada się niemal z nienawiścią…). Mi się serce kraje, bo poznałam tą kocicę, była cudownym szczęśliwym zwierzakiem, łagodnym i cierpliwym dla moich dzieci. Nie wiem do końca co wydarzyło się w tym domu, trochę się domyślam, ale nie wiem na 100% Nie chciałabym, żeby kotka trafiła w złe ręce i pomyślałam, że w racie co, zaproponuję swój dom dla dziewczynki. Mam już własną kotkę, 8 miesięczną, z tej samej hodowli. Czy jest szansa, aby taka agresywna panienka w nowym domu powróciła do normalnego spokojnego zachowania?

    1. W mojej ocenie z tego opisu wyłania się przede wszystkim obraz zwierzęcia, które cierpi na jakiś rodzaj zaburzeń, być może o podłożu zdrowotnym. Dopiero po ich potwierdzeniu (i wyleczeniu) lub wykluczeniu można myśleć o dalszych rokowaniach dla niej. Także w tym przypadku pierwszy krok to diagnostyka.
      Pozdrawiam

      1. Według właścicielki kotka przebadana i wykluczono zaburzenia zdrowotne. To była moja pierwsza myśl, pytałam o to. Ostatnią deską ratunku – jak stwierdziła – jest pomoc behawiorysty. Poczekam na rozwój sytuacji. Dziękuję za odpowiedź.

  4. Witam. Mamy podobną sytuację, złapaliśmy kotkę w miejscu karmienia kotów wolno żyjących, okazała sie wysterylizowana i pojawila sie tam jakis miesiąc przed zlapaniem (kotka ma okolo 5-7 lat) , na początku była w klatce kennelowej, dawała sie pogłaskać, nie wykazywała agresji, w momencie w ktorym zdecydowała o opuszczeniu klatki pod zadnym pozorem nie chciala do niej wrócić, kotka chowa sie za szafą, w dzien wychodzi do kuwety i jedzenia, gdy nikogo nie ma w pokoju, w nocy urzęduje po dwoch pokojach, spi na parapecie, rano wraca za meble, z innymi kotami sie zaprzyjaźniła, nawet dają sobie buziaki, jednak przed nami jeszcze sie chowa. Jest u nas dopiero okolo 4 tyg. Ale zastanawiamy sie co jeszcze moglibyśmy zrobić, aby przestała sie nas bać?

  5. Witam, adoptowalismy kotkę 1,5 roczną ze schroniska tydzień temu. Kotka początkowo schowała się pod łóżkiem, ale po 1 dniu zaczęła wychodzić zwiedzać mieszkanie i podchodzić do nas na odległość 1-2 metrów. Generalnie kuwety używa pięknie, je i pije. Zjadła nawet z ręki raz. Ale każda próba wyciągnięcia do niej ręki , żeby ją pogłaskać, kończy się jej ucieczką. Ucieka tylko trochę w bok, po czym przychodzi z powrotem na bezpieczną odległość i nas obserwuje. Boi się niestety każdego gwałtownego ruchu z naszej strony. W sumie nie udało nam się jej pogłaskać ani razu, ale próbowaliśmy tylko 2 razy. I tutaj pytanie – mamy ją po prostu ignorować, czy spróbować pogłaskać tak pewniej, czy w ogóle co powinniśmy robić?
    Druga sprawa to to, że syczy na nas, jak np przechodzimy z pokoju do pokoju, a ona się tego nie spodziewa. Generalnie jest spokojna, w sensie nigdy nas nie zaatakowała i nie zadrapała. Wszystko kończyło się na ucieczce i czasem syczeniu. Z góry dziękuję za Pani odpowiedź, pozdrawiam ;3

    1. W zasadzie wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli sięgną Państwo do innego tekstu na tym blogu, zatytułowanego „Nieśmiały kot w nowym domu”. Tam znajdziecie serię ;przydatnych wskazówek, natomiast w skrócie można je zawrzeć w słowach: „czas i cierpliwość”. To dwie najważniejsze rzeczy, które musimy zapewnić kotu po adopcji. Wspierać tak – naciskać nie.

  6. Piękna historia i oczywiście popłakałam się . Brawo mama i kotka!!! Miałam bardzo podobna historie . Dziekuje za te opowieść . Dużo zdrówka wszystkim .

  7. Prawie jakbym czytała o naszej Anastazji. Pojawiła się u nas z końcem listopada z domku tymczasowego. Wiek 7-12 lat? Była bardzo wycofana i przestraszona. Przez dwa tygodnie nie wychodziła z łóżka [swojej skrytki] tylko nocą żeby zjeść i skorzystać z kuwety. Pamiętam pierwszy dotyk. Wsunęłam rękę do łóżka i pogłaskałam za uchem. Po kilku dniach nie uciekała a nawet usłyszałam mruczenie. Po miesiącu już nie chowała się. Po kolejnych powoli oswajała się z resztą domu. Każdy gwałtowny ruch i panika. Obecnie od 3 tygodni śpi z nami w łóżku. Dzisiaj pierwszy raz długo – przytulona do ręki 😀

Możliwość komentowania została wyłączona.