fbpx

Studia behawiorystyczne – relacja z pierwszej ręki

Pomimo, iż w mej wspaniałej ojczyźnie behawiorysta wciąż nie jest oficjalnie uznanym zawodem, to jednak jest na tego rodzaju specjalistów rosnące zapotrzebowanie. Wraz z nim pojawiają się rozmaite oferty kursów, szkoleń czy seminariów a nawet studiów, które mają tego rodzaju specjalistów wykształcić. Ja sama uczę się w tym kierunku od 2010 roku, regularnie podnosząc swoje zawodowe kwalifikacje. Ostatnio jednak zapragnęłam zostać „behawiorystą dyplomowanym”, z dyplomem ukończenia odpowiednich studiów. W związku z tym na takie studia się wybrałam.

Wybór uczelni

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że w tym momencie jest w Polsce tylko jedna placówka, prowadząca kształcenie behawiorystów wyłącznie w tematyce kociej. Niestety dzieje się to w Warszawie, co z wielu przyczyn bardzo mi nie odpowiada. W związku z tym rozpoczęłam poszukiwania innych uczelni, otwierających interesujący mnie kierunek. Po przeanalizowaniu kilku ofert mój wybór padł na Wyższą Szkołę Europejską im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie i prowadzone tam w ramach studiów podyplomowych zajęcia na kierunku „Behawiorystyka zwierząt towarzyszących”.

Dlaczego tam? Poza tak przyziemnym kwestiami jak dojazd i zachęcająca wysokość czesnego, kluczowe było reklamowane przez uczelnię „praktyczne podejście” oraz „kadra z doświadczeniem”. I tu mogę powiedzieć od razu: ani w jednym ani w drugim punkcie zdecydowanie się nie zawiodłam. Studia rozplanowano w systemie weekendowych zajęć zaocznych, rozkładając materiał na 15 zjazdów merytorycznych + obronę. Istotnym czynnikiem, który dodatkowo wpłynął na moją decyzję, był zapowiedziany od początku sposób pozyskania dyplomu: aby go zdobyć trzeba było nie tylko zdać egzaminy po każdym z semestrów, ale też napisać i obronić pracę dyplomową, oraz zrealizować praktyczne zadanie w pracy ze zwierzakiem i jego przebieg nagrać w postaci filmów pokazujących postęp szkolenia. Zapowiadało się więc bardzo interesująco i… wymagająco.

Kadra, grupa i zajęcia

Kluczem do cennych dla słuchacza i przydatnych w późniejszej pracy zajęć jest, w mojej ocenie, nie tylko dobrze ułożony program i ciekawy zakres materiału, ale przede wszystkim kadra. To bardzo ważne, by umieć nie tylko dzielić się swoją wiedzą, ale też by zainteresować nią studentów oraz by mówić o wykładanych kwestiach tak, by informacje faktycznie w głowie zostawiały. Taki dar bez wątpienia ma Zula Przybylińska (szkoleniowiec psów z ponad 10-letnim stażem, wieloletnia behawiorystka psów w schronisku w Krakowie, właścicielka ośrodka szkolenia psów Qumam w Krakowie, autorka książki „Pies. Cała prawda”), która jest nie tylko głównym wykładowcą, ale też opiekunem merytorycznym kierunku. To z nią miałam zaszczyt i przyjemność mieć większość zajęć poświęconych psom oraz sporą część zajęć praktycznych. Słuchanie jej wykładów, podążanie za wskazówkami, godziny wspólnych rozmów i wymiany doświadczeń to zdecydowanie najcenniejsza część tego roku akademickiego.

Prócz tego moje zajęcia poświęcone psom prowadziły także Katarzyna Adamus-Fiszer (biolog, asystentka kynologiczna ZKwP, hodowczyni), i Kamila Żurek (doświadczona dogoterapeutka, sama posiada dwa Berneńskie Psy Pasterskie z takim przeszkoleniem, pracuje w Fundacji Iskra), natomiast kwestie weterynaryjne omawiała lek. wet. Barbara Sygnarska-Kowalik (prowadzi gabinet weterynaryjny w Krakowie). Jeśli chodzi o blok koci to pierwsze wykłady poprowadziła Marta Chrzczanowicz, jednak od kolejnego zjazdu zastąpiła ją dr Barbara Wesołowska (doktor nauk biologicznych, behawiorystka COAPE, członek PTEtol), działająca czynnie w nowotarskiej fundacji pomagającej potrzebującym kotom.

Jednak na tych studiach kontakt z ludźmi to nie wszystko. Dlatego też w zajęciach uczestniczyły zwierzęta. Początkowo były to psy naszych wykładowców (najpierw bernenka Fuga, potem fila Polka i mopsiczka Goya, ale też dog Franek), a na dalszym etapie także słuchaczy (Masza, Migotka, Zuzu, Ralf, Yogi, Aira, Praga, Odyn, Wera, Szagi, Wafel, Tobi, Majster, Tunga, Sia i prawdopodobnie jeszcze ktoś, kogo w tym momencie nie pamiętam, za co serdecznie przepraszam :). W pierwszym okresie psy przychodziły pojedynczo, a później, gdy nasze kompetencje rosły, przechodziliśmy do pracy w grupach.

Pod koniec roku mieliśmy też serię zajęć plenerowych: dwa dni z psami w Parku Decjusza czy też treningi na dziedzińcu szkoły. W takich sytuacjach byliśmy dzieleni na grupy, pracując na przemian z różnymi zwierzakami i realizując różne zadania.

Wszystko to nie byłoby możliwe gdyby nie odpowiednia organizacja studiów, przemyślana od samego początku. Realizacja opisanych powyżej zadań nie byłaby możliwa, gdyby nie liczebność grupy, która ledwo przekroczyła 30 osób. I mimo że chętnych na kierunek było więcej, to jednak uczelnia nie wyraziła zgody na ich przyjęcie właśnie po to, by później faktycznie można było realizować program.

Bardzo ciekawym doświadczeniem, był też kontakt ze studentami II roku behawiorystyki ze specjalizacji „psy”. Możliwość wymiany doświadczeń ze starszymi kolegami po fachu i wspólny trening ze zwierzakami bardzo pozytywnie wpłynął na moje umiejętności w porozumiewaniu się z psimi pacjentami.

Osobno warto wspomnieć też o zajęciach przeprowadzonych w krakowskich schronisku dla bezdomnych zwierząt, gdzie pod okiem pracującej tam niegdyś lekarz weterynarii zostaliśmy oprowadzeniu zarówno po psiej, jak i po kociej części placówki. Podczas tych zajęć mieliśmy również za zadanie dokonać obserwacji zachowania psów schroniskowych, opisując je później w formie krótkiej notatki ze zwróceniem uwagi na konkretne istotne dla behawiorysty kwestie (poziom stresu zwierzęcia, sygnały uspokajające, reakcje na otoczenie itp.).

Kocia strona studiów

A więc to, co na kocim blogu może interesować czytelnika najbardziej. Powiem tak: zajęcia prowadzone przez Małgorzatę Wesołowską były bardzo poprawne i interesujące. Dla mnie jednak nie były nowością. Dowiedziałam się na nich kilku ciekawostek (sprawdźcie sobie, jeśli macie ochotę, czym jest np. u kota ruch supinacji-pronacji i dlaczego jest tak ważny 😉 ), natomiast reszta była w moim przypadku raczej utrwaleniem wiedzy. Wiem jednak od osób, które przyszły na uczelnie jako „psiarze”, że kocia część przyniosła im sporą dawkę wiedzy. Prawdopodobnie doświadczyli więc czegoś podobnego, jak ja w kontakcie z psią częścią edukacji 🙂

Jedyne, czego mi tu zabrakło, to bardziej praktyczny aspekt pracy z kotami. Oczywiście jest to o tyle skomplikowane, że nikt o zdrowych zmysłach z kotem na zajęcia nie przyjdzie, nie można więc prowadzić części praktycznej tak, jak pozwalają na to psiaki, niemniej szkoda, że nie udało się poświęcić większej ilości czasu na omawianie faktycznych przypadków problemowych kotów. Wiadomo przecież, że to bardzo skomplikowane zwierzaki, a być może w taki sposób udałoby się nieco bardziej zbliżyć do ich pokręconej psychiki.

Paca dyplomowa i obrona

Ten fragment był jednym z najciekawszych i najbardziej ekscytujących podczas tej przygody. Każdy ze słuchaczy miał wybrać swój główny temat (decydowaliśmy czy ma dotyczyć psów czy kotów) i na podstawie otrzymanego REALNEGO przypadku behawioralnego przygotować plan pracy ze zwierzakiem. Moim zadaniem był przypadek kota burmańskiego, atakującego ręce i nogi opiekunki. I właśnie ten przypadek podlegał na końcu komisyjnej obronie. Do tego każdy otrzymywał drugi, mniejszy temat z drugiej dziedziny – u mnie był to przypadek psa rasy Jack Russel Terier kopulującego z przedmiotami i nogami opiekunów.

Dodatkowo każdy z nas otrzymał zadanie praktyczne – również można było wybrać czy chce się pracować z psem czy z kotem. Ja, oczywiście, wybrałam kota, co pozwoliło mi na przeprowadzenie ze Stefanem serii ćwiczeń pod wspólną nazwą „Targetowanie żółtej karteczki”. W założeniu należało nagrać minimum 3 filmy: gdy zwierzę nie potrafi wykonać zadania, gdy się uczy oraz gdy robi je poprawnie. Niestety w naszym przypadku pracę przerwała ciężka choroba Stefana, ale i tak uważam, że zaszedł w tym ćwiczeniu całkiem daleko 🙂

Ostatnim doświadczeniem była obrona – w moim przypadku publiczna – na której prezentowałam swoją pracę i odpowiadałam na pytania komisji. Mimo bardzo krótkiego czasu, jaki miałam do dyspozycji, udało mi się wyczerpująco omówić swój przypadek oraz związane z nim niuanse, a także poradzić sobie z krzyżowym ogniem pytań, co zaowocowało oceną bardzo dobrą z pracy i celującą z obrony. Dobrze, że miałam na to światków, bo z powodu emocji niewiele pamiętam z tamtych wydarzeń 🙂

Podsumowując…

Gdy zaczynaliśmy nasze zajęcia Zula powiedziała: „Jeśli komuś się wydaje, że to będą łatwe studia, że będzie tu sobie siedział i nic nie robił i że to sposób na miłe spędzenie weekendów, to niech zrezygnuje teraz.”. W mojej ocenie pomyliła się tylko w jednym – to były zdecydowanie miłe weekendy, które będę świetnie wspominać jeszcze przez lata. Natomiast fakty są takie że:

  • pracy był ogrom,
  • zebranych doświadczeń do dziś jeszcze dobrze nie usystematyzowałam,
  • satysfakcja, jaką człowiek wynosi z takich zajęć, jest niesamowita,
  • wszyscy ci, którzy dobrnęli do końca (a nie była to pełna grupa z pierwszego zjazdu), będą od teraz zupełnie inaczej patrzeć na zwierzęta.

Nie ma znaczenia, czy ktoś trafił tam hobbystycznie czy zawodowo, czy chciał zmienić swoje podstawowe zatrudnienie czy też nauczyć się lepiej rozumieć swojego psa czy kota. Jeśli dotrwał do końca, w jego głowie zasiano zupełnie inny sposób patrzenia na pewne kwestie związane nie tylko z samymi zwierzętami, ale też z relacjami na linii człowiek-zwierzę. Mam nadzieję, że wszyscy Ci, którzy w roku akademickim 2017/2018 otrzymali tytuł dyplomowanego behawiorysty zwierząt towarzyszących, będą dalej nieśli w świat tę wiedzę. Bo teraz, gdy więcej wiem, tym bardziej widzę jak bardzo jest to potrzebne…

Tech. wet. Małgorzata Biegańska-Hendryk

*wpis nie jest sponsorowany przez żadną uczelnię, placówkę ani osobę prywatną i jest wyrazem moich prywatnych poglądów oraz opisem własnych doświadczeń.

2 odpowiedzi na “Studia behawiorystyczne – relacja z pierwszej ręki”

  1. Cieszę się, że takie studia istnieją i w dodatku są dostępne w moim mieście. Dziękuję, że dzieli się Pani wiedzą o domowych zwierzakach.

  2. Bardzo pomocne przybliżenie obrazu tego typu studiów, ja zastanawiam się nad Studium Kot w Warszawie, bo akurat jeszcze przez kilka lat będę tu mieszkać :), zresztą już o tym kiedyś rozmawiałyśmy :). Pozdrawiam!

Możliwość komentowania została wyłączona.